Afera z koniną: trop prowadzi do Wodzisławia. A może cała sprawa to… zemsta?
"Nie podamy nazwy podejrzanej rzeźni, bo nie chcemy siać paniki" - powiedział Radiu 90 Jarosław Nazy, zastępca Głównego Lekarza Weterynarii. Od kilku dni Główna Inspekcja Weterynaryjna prowadzi postępowanie dotyczące rzekomego znalezienia w mięsie antybiotyku, który nie może być podawany zwierzętom przeznaczonym do uboju...
W tym przypadku – jak twierdzi strona czeska, która poinformowała polskiego lekarza weterynarii – chodzi o koninę sprzedawaną w jednym ze sklepów w Ostrawie. Mięso miało ponoć trafić z zakładu z okolic Wodzisławia Śląskiego. Nie możemy na razie powiedzieć, jaki zakład jest podejrzany – mówi w rozmowie z Arkadiuszem Żabką dyrektor Nazy:
Dlatego, że nie mamy pełnego zagrożenia. Chcemy zweryfikować, sprawdzić dokładnie, celem doprecyzowania pewnych elementów, które pojawiły się w czeskim doniesieniu. Sprawa dotyczy jednego z zakładów, także na razie nie chcemy niepotrzebnie wprowadzać paniki. Prowadzimy dochodzenie wyjaśniające, czy faktycznie dochodziło do tego zagrożenia.
Dojście do prawdy będzie trudne, bo nie zabezpieczono żadnej podejrzanej próbki, a cały towar został skonsumowany. Niewykluczone, że cała sprawa to zemsta Czechów za ubiegłoroczną aferę alkoholową, podczas której Czesi wprowadzili prohibicję, a Polacy nie:
Chcemy wyjaśnić, czy to doniesienie jest prawidłowe i prawdziwe.
Radio 90: Prawdziwe…?
Faktycznie trochę zaskakujące jest, że przy takich dość poważnych sprawach najpierw pojawiają się informacje medialne, straszące, odstraszające konsumentów od pewnych towarów… A później z oficjalnych dokumentów może wynikać coś zupełnie innego.
Na razie trudno określić, kiedy zakończy się postępowanie Głównej Inspekcji Weterynaryjnej.