Radio 90 logo

MUZYKA WYBRANA DLA CIEBIE • Cieszyn 95.2 fm • Rybnik 90 fm Słuchaj Online Facebook YouTube Instagram

Dorota Zawadzka: „Pozwól dziecku, żeby sobie trochę potupało nogą…”

Facebook Twitter

W Rybniku zorganizowano warsztaty ze znaną psycholog dziecięcą, Dorotą Zawadzką. Specjalistka opowiedziała, jak można zjednać sobie miłość dziecka, kiedy czujemy, że nasze więzi się rozluźniają. Jak poradzić sobie z buntem malucha i bezboleśnie przetrwać pierwsze tygodnie w przedszkolu czy szkole.

Specjalistka gościła w Rybniku na zaproszenie szkółki Socatots. I przekonywała, że szczęśliwa rodzina to aktywna rodzina:

Aktywność rodziny może przełożyć się na szczęście, na taki dobrostan. I wcale niekoniecznie dlatego, że razem biegamy, skaczemy, pływamy, czy jeździmy na rowerze, tylko dlatego, że jesteśmy razem. My tak naprawdę w tym pędzie do osiągnięcia dóbr materialnych, do posiadania rzeczy, zaczynamy być bardzo obok siebie i czasami rodzice mówią „coś robiłem z dzieckiem”, ale robiliśmy to niezależnie od siebie. Natomiast taka aktywność sportowa, kiedy pojawiają się wspólne, zwykle dobre emocje, to to jest sytuacja nie do przecenienia. Wtedy kiedy możemy zobaczyć, jak dziecko radzi sobie w trudnej sytuacji, jak my sobie radzimy w tej sytuacji, jak dziecko wygrywa czy przegrywa, jak dziecko reaguje na rywalizację, jak to jest, kiedy bardzo czegoś chce, a nie może lub nie potrafi i też się złości. Więc myślę, że te dobre emocje bardzo konsolidują rodzinę. I to jest – w dzisiejszych czasach – bardzo ważne. Sport też, oczywiście, żeby nie było – ruszanie się, uczenie, że ten sport jest częścią naszego życia, ale myślę, że to może się równoważyć, a może nawet sport postawiłabym na drugim miejscu.

…i jesteśmy z dzieckiem w chwilach zwycięstwa, ale i w chwilach porażki:

Kiedy robimy coś razem z dzieckiem, my się o tym dziecku bardzo dużo uczymy. My nie mamy takiej szansy na co dzień, bo jesteśmy ciągle zabiegani, bo zawsze wszystko jest „szybko, szybko, szybko…”. Poza tym też dziecko o nas się uczy. Też się dowiaduje, że mama coś potrafi, że w czymś jest świetna, że tata sobie z czymś radzi, że może być autorytetem, że „ooo, mój tata może tak wysoko sięgnąć, a mama to jak się złoży w ósemkę to w ogóle supełek z siebie zrobi”. Więc dzieci też nas mogą odkryć w takich sytuacjach nieoczywistych, w takich sytuacjach, w których na co dzień nie mają okazji nas widzieć. Ja mam na przykład takie doświadczenia z rodzicami, z którymi współpracuję przy okazji projektu „Aktywna rodzina – relacja na medal”, że rodzice mówią: „moje dziecko powiedziało: mamo, ja nie wiedziałem, że ty się śmiejesz!”. No, niby można się uśmiechnąć, ale to jest smutne, jeżeli taki 5-latek nie widział wcześniej mamy, która się śmieje, bo leży na ziemi, chichra się i się śmieje, albo że tata coś potrafi. To są naprawdę bardzo, bardzo ważne rzeczy dla dziecka.

To jest właśnie budowanie relacji na medal:

To jest budowanie relacji w ogóle, ale chcemy ludzi zachęcić, mówiąc im, że te relacje będą świetne, lepsze, ważniejsze, długotrwałe, bardziej stabilne, wtedy kiedy będziemy razem, a nie obok siebie. Niech pani zobaczy, co się dzieje w domach: każdy ma swój ekran – telewizor, laptopa, komórkę, każdy się wlepia w to swoje. Nie odzywamy się do siebie, nie rozmawiamy ze sobą, niewiele o sobie wiemy. A sport jest taką aktywnością, która może to uruchomić.

Nigdy nie jest za późno, by naprawić, czy chociażby wzmocnić więzi z dzieckiem:

Nawet, jeżeli mamy już dorosłe dzieci, to też robienie czegoś jest ważne. Stowarzyszenie namawia do aktywności dzieci już od ukończenia 6 miesiąca życia. Niektórzy rodzice trochę się niepokoją, czy to nie za wcześnie. Nie jest ani za wcześnie, ani za późno. Boją się, czy dziecko sobie nie zrobi krzywdy na takich zawodach sportowych… Nie zrobi, jeżeli nie będziemy go zmuszać, ani przyciskać mu rączki, żeby coś mu się udało, to dziecko samo sobie krzywdy nie zrobi i to też jest dodatkowa wiedza dla rodzica – co nasze dziecko umie, co nasze dziecko potrafi, co jest w stanie zrobić, z czym jest w stanie sobie poradzić. Rozmawialiśmy z rodzicami w pięciu poprzednich miastach po kilka godzin – głód rodziców na wiedzę związaną z tym obszarem – bo oczywiście pytań jest wiele – ale z tym obszarem, czy to rzeczywiście jest tak, że oni gdzieś tracąc ten dobry kontakt z maluchem, który się ma, kiedy on ma rok czy dwa, czy to wszystko da się nadrobić, czy jeżeli oni się będą bardzo starać, to czy oni znowu będą takimi ukochanymi rodzicami. Tak, właśnie dokładnie tak! To wszystko można zreperować!

W związku z wizytą Doroty Zawadzkiej zachęcaliśmy Was do zadawania pytań pani psycholog. Do naszej redakcyjnej skrzynki trafił mail od Oli, samotnej mamy bliźniaczek, która nie radzi sobie z buntem dwulatka:

Ja namawiam rodziców, i na tych warsztatach również to robię, by sięgali nie tyle po poradniki, ale po książki dotyczące rozwoju dzieci w określonym wieku. Polecam pani Oli, by zapoznała się z książkami, które mówią o buncie dwulatka. Wystarczy wyszukać w internecie „bunt dwulatka książka” i wyskoczy kilka czy kilkanaście książek. I zacząć właśnie od tego, przeczytać takie świadectwa i doświadczenia innych rodziców, co się dzieje z dzieckiem, dlaczego to się dzieje z dzieckiem i jak sobie ci rodzice radzą. Druga rzecz – poprzyglądać się swoim dzieciom i swojej z nimi relacji, czy przypadkiem nie jest tak, że mama za dużo od nich wymaga, że mama chce, by one były grzeczne, posłuszne, żeby były jak z książki. Bo to jest tak, że buntujemy się przeciwko czemuś, że może jako mama mogłaby troszkę ustąpić. Pozwolić tym dzieciom,  zwłaszcza jeżeli one już mają dwa lata i chcą coś same robić, na robienie różnych rzeczy, które są dla nich ważne. To jest druga rzecz, a trzecia rzecz – i to mówię do wszystkich rodziców – troszeczkę wyluzować, troszeczkę pozwolić dzieciom, być dziećmi. Pozwól dziecku, żeby ono się trochę pozłościło, bo każdy człowiek ma prawo się złościć, pozwól dziecku, żeby sobie trochę potupało nogą. Zrozum jego emocje, nazwij jego emocje, bądź z nim, bądź takim wspierającym rodzicem. Nie mów dziecku „źle się zachowujesz” albo „nie masz powodu się złościć” – nie ma takiej sytuacji w życiu człowieka, nawet jeżeli ma dopiero dwa lata, żeby on się złościł bez powodu. Zawsze jest powód, tylko my rodzice nie chcemy go widzieć.

Warto pójść z dziećmi na kompromis, warto znaleźć czas na rozmowę. Także w czasie wchodzenia dziecka w nowe środowisko. Pani Kasia pytała, jak pomóc maluchom zaadaptować się np. w przedszkolu:

Dzieci czują nasze emocje na poziomie empatii. Dziecko widzi, że mama jest zaniepokojona, że mama jest zdenerwowana, że coś jest nie w porządku, więc dziecko też się denerwuje. Zawsze takie dramatyczne sceny wtedy, kiedy mama się żegna, bo częściej mamy się żegnają z dziećmi w przedszkolu, to pożegnanie trwa i trwa bez końca. I dziecko się też nakręca, a to trzeba załatwić szybko „pa, buzi, ja do swoich obowiązków, ty do swoich”. Oczywiście, trzeba być wrażliwym na to, co się dzieje, na to, że dziecko jest poddenerwowane, że dziecko jest niepewne, ale właściwie w zasadzie już chyba we wszystkich polskich przedszkolach są dni adaptacyjne. I warto poświęcić kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego czy przedszkolnego, na to, by pójść na plac zabaw, obejrzeć to przedszkole, zajrzeć do sali. Często też organizowane są takie zajęcia weekendowe, że można pójść z dzieckiem i być tam z nim na korytarzu. Poza tym nie oczekujmy tego, że dziecko będzie w tym przedszkolu od razu cudownie funkcjonowało – no, tak się nie da! My jak idziemy w nowe miejsce: do nowego centrum, do nowej pracy, do nowych znajomych, jesteśmy troszkę – jedni dłużej, inni krócej, ale jesteśmy wycofani, musimy zobaczyć tych ludzi, zastanowić się, czy oni nam odpowiadają, czy to w ogóle jest fajne miejsce czy nie. Siebie rozumiemy, a takiego malucha nie. No, trzeba myśleć. Polecam myślenie, ono nie boli.

Zachęcamy Was do podjęcia dyskusji, zostawienia swoich komentarzy, doświadczeń czy przemyśleń.

Najnowsze

R E K L A M A

Polecamy dzisiaj