Radio 90 logo

MUZYKA WYBRANA DLA CIEBIE • Cieszyn 95.2 fm • Rybnik 90 fm Słuchaj Online Facebook YouTube Instagram

„Dziękuję, że nas zaprosiliście, że nie zginęliśmy” – mówi poranny gość Radia 90

Facebook Twitter

"Wybuch wojny to był szok. Nigdy nie zapomnę, gdy z jednym plecakiem i dwójką dzieci uciekałam, zostawiając dom i bliskich, nie wiedząc, czy wrócimy" - mówiła w porannej rozmowie w Radio 90 Ukrainka Iryna Razżhivina.

nie zginęliśmy
Iryna Razzhivina z rodziną chroni się w piwnicy

„Nie zginęliśmy” – powiedział mały syn Iryny, do swojej wychowawczyni

W Polsce jest od marca ubiegłego roku ze swoimi dziećmi, od kilku miesięcy pracuje jako lekarz internista w jednej z rybnickich przychodni. W pierwszą rocznicę inwazji Rosji na Ukrainę Arkadiusz Żabka rozmawiał o dramacie, jaki dokładnie rok temu rozegrał się zza naszą wschodnią granicą:

Iryna Razżhivina: Była 5 rano, kiedy zaczęła się wojna. Obudziłam się o 7, dostałam sms od bliskich ludzi, że zaczyna się wojna. I to był szok. To był stres, nie rozumiałam, że to jest naprawdę. Jeszcze w ten dzień poszłam do pracy. Dzieci otrzymały ze szkoły, przedszkola esemesy, żeby zostać w domach. I czekaliśmy, co będzie dalej. Parę dni jeszcze byliśmy w domu, ale potem zaczęły się naloty. Samoloty rzucały bomby. I ty nie wiesz, czy to będzie twój dom. I przez tydzień mąż zastanawiał się i wyjechaliśmy.

nie zginęliśmy

Iryna Razzhivina była porannym gościem Radia 90

Iryna Razżhivina uciekła przed piekłem wojny z dwójką dzieci. Na miejscu w Malinie niewielkiej miejscowości obok Kijowa zostawiła męża.
Jak mówi cały czas były wątpliwości czy wyjeżdżać:

Iryna Razżhivina: Nigdy nie zapomnę tego momentu, kiedy masz jeden plecak na ramionach i dwójkę dzieci. Przekraczasz granicę i ty nie wiesz, gdzie idziesz. Idziesz w nieznane i zostawiasz swój dom, bliskich ludzi i nie wiesz, czy będzie okazja do powrotu, czy będzie stał twój dom. Te uczucia na zawsze ze mną.

Radio 90: To była błyskawiczna decyzja o wyjeździe po tygodniu? Czy to cały czas były to wątpliwości?

Iryna Razżhivina: Wątpliwości były codziennie. Mieliśmy ten plecak, gotowy samochód. Ale czekaliśmy, że może coś się skończy. Ale zobaczyłam ognie, które już było widać? Obudziłam męża, mówię, że rano jedziemy.

Nie zginęliśmy – powiedział do swojej wychowawczyni mały syn Iryny. fot. autorka

Po jednej dobie dotarli do polsko ukraińskiej granicy. To była jej pierwsza wizyta w Polsce. Do Rybnika dotarła dzięki znajomej, która znalazła tu schronienie:

Iryna Razżhivina: Ciężko jechać, kiedy ty nie wiesz, do kogo jedziesz. Mieliśmy tutaj już znajomą, była to wychowawczyni mojego syna ze szkoły. Zadzwoniła, żeby przyjechać do niej. Kiedy przyjechaliśmy do Rybnika, pierwsze zdanie, który ja usłyszałam, kiedy przyjechałam, mój młodszy syn, który na ten moment miał cztery lata, uciekł do wychowawczyni i powiedział zdanie, które naprawdę było szokiem. Bo nigdy tego nie mówiliśmy na głos, że możemy zginąć. Bo chroniliśmy dzieci od tej informacji. Ale on przytulił swoją wychowawczynię i powiedział – dziękuję pani, że nas zaprosiła, że nie zginęliśmy.

Pierwsze miesiące spędziła wraz z innymi uchodźcami w hotelu Olimpia w Kamieniu. Od pewnego czasu mieszka samodzielnie, pracuje w jednej z przychodni lecząc Polaków i Ukraińców.

A cała rozmowa Arkadiusza Żabki do zobaczenia TUTAJ

Czytaj także:

Najnowsze

R E K L A M A

Polecamy dzisiaj