Radio 90 logo

MUZYKA WYBRANA DLA CIEBIE • Cieszyn 95.2 fm • Rybnik 90 fm Słuchaj Online Facebook YouTube Instagram

Ostatnia droga majora Antoniego Tomiczka

Facebook Twitter

Miał 98 lat, zmarł pięć dni po swoich urodzinach, 19 listopada, wczesnym rankiem. Wielu z nas dopiero teraz odkrywa, jak niezwykłym był człowiekiem, jak bogate i niesamowite było jego życie. Major Antoni Tomiczek z Pstrążnej był uznanym pilotem, za swoje dokonania został wielokrotnie uhonorowany.

Major Antoni Tomiczek jest również patronem gimnazjum w Lyskach. Nauczycielka historii w gimnazjum w Lyskach, Gabriela Frątczak, przybliżyła nam postać niezwykłego człowieka:

To człowiek stąd, z Pstrążnej – małej wsi, który w latach 30., kiedy jeszcze był dzieckiem wpadł na pomysł, że zostanie pilotem. Myślę, że to jest już niezwykłym faktem i jest genialnym przykładem dla naszej młodzieży, że można sobie w dzieciństwie coś wymarzyć i później to zrealizować. I całe życie o tym świadczy, że marzenia się spełniają.

Został chłopcem pułku. Był biednym dzieckiem, nie miał pieniędzy. Na naszym pierwszym spotkaniu, kiedy pan Tomiczek nam opowiadał o swoich losach, wspominał, że mama prosiła tylko o jedno, żeby jej tylko gańby nie zrobił, żeby jej nie przyniósł wstydu. „Bo wiesz synek, pieniedzy nie ma, my ci nic nie damy” – to naprawdę było bardzo wzruszające – i te słowa i ten przykład, który płynął z ust pana Tomiczka, że nie chciał zawieść rodziców, że chciał osiągnąć to, co zamierzał.

Ale droga do lotnictwa nie była prosta. Najpierw poszedł do Szkoły Podoficerów Piechoty dla Małoletnich w Koninie. I tam przechodził szkolenie jako zwykły, szeregowy żołnierz. Z czasem zauważono jego zdolności, otwartą głowę, chęć do nauki i pozwolono mu spełnić marzenia. Mógł rozpocząć naukę jako pilot. Też opowiadał o tym barwnie, że jego początki z lotnictwem to była jedna długa deska, jak dobrze pamiętam 10-metrowa, z siodełkiem gdzieś na końcu, czyli poprzeczną, malutką deszczułką, wejście na wzgórze około 10-metrowe i próby skoku – balans ciału, gibkość, lekkość. Mi się to skojarzyło właściwie z Leonardo Da Vinci – ta chęć latania. Tak opowiadał naszym dzieciom, że tak się zaczęła selekcja wstępna – kto był zdrowy, sprawny fizycznie – ten z tej małej grupki został wybrany. Do tego trzeba było jeszcze mieć dobre wyniki w nauce. Sam się przeszkolił, sam uzyskał stopień pilota.

Musiał być człowiekiem wyjątkowym, ponieważ – co podkreślał – na stu absolwentów szkoły zajął 15 lokatę. Zaproponowano mu, żeby sam zaczął szkolić, żeby został instruktorem. Jeszcze przed wojną zdążył wykształcić swoich pierwszych uczniów. Sam już sporo polatał. Wojna go zastała, musiał polecieć na wschodnie tereny. Tam trafił do niewoli radzieckiej, do obozu pracy – też zawsze opowiadał o tym bardzo prosto, że cudem przeżył. Nigdy się nie wywyższał, nigdy nie opowiadał, że dokonał czegoś wyjątkowego. Mówiał, że Opatrzność nad nim czuwała. Sprzedał płaszcz, przehandlował na konserwy, żeby przeżyć.

Wreszcie zdecydował się na ciężką pracę w kamieniołomach, gdzie trochę lepiej żywiono tych żołnierzy, jeńców wojennych. A potem znowu wielkie szczęście, ponieważ pozwolono mu być w tej grupie żołnierzy, którzy zostali „wymienieni” po podpisaniu aktu współpracy Majski-Sikorski, część polskich jeńców wojennych została wymieniona. I tak znalazł się w tej grupie, która przez Archangielsk trafiła na Wyspy Brytyjskie. Tam Antoni Tomiczek ponownie rozpoczął karierę pilota. Nie chwalił się, nie znał języka przede wszystkim, więc nie mógł się pochwalić, że jest już doświadczonym pilotem. Przeszedł więc ponowne przeszkolenie, ale szybko odkryto, że miał już wiele wspólnego z lataniem.

Potem trafił do lotnictwa, pracował na samolotach bombowych. Później został przeniesiony do Włoch. Odbył wiele lotów bojowych nad Jugosławią, które były bardzo niebezpieczne. A później, kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie odbył trzy loty bojowe nad walczącą Warszawą. Miał to szczęście, że przeżył, że wrócił mimo ostrzału. Jego wspomnienia z tego momenty były naprawdę dramatyczne. Zrzucał pojemniki z zaopatrzeniem, z żywnością. Opowiadał o morzu ognia, o tym, że trzeba było zejść bardzo nisko, że niemal czuło się w tej kabinie gorąco od płonącej tygodniami Warszawy.

Powiedział, że kiedy leciał trzeci raz, to już w okolicach Radomia widział łunę nad Warszawą. Było to przerażające doświadczenie, ale mówił, że tak należało robić, należało polecieć, walczyć ze strachem, to był rozkaz. Po wojnie nie miał odwagi się chwalić tym, gdzie walczył, ponieważ losy żołnierzy, którzy wracali z Zachodu nie były lekkie. Tutaj na miejscu czekała na niego przyszła żona, w którą jak mówił – wierzył, wierzył, że żona za niego się tu modliła przez te osiem lat.

Był naprawdę zaskoczony, kiedy uczennica wskazała go na patrona szkoły. Stało się to na kółku regionalnym. Było wielu kandydatów z naszego regionu. I pojawił się pomysł, by nadać szkole imię Antoniego Tomiczka. Zaproponowała to Magda Lamża, uczennica, brawurowo przedstawiła postać i nie było wątpliwości z wyborem. 28 listopada 2009 roku nadaliśmy naszej szkole imię takiego wspaniałego patrona. A to, jak ważny jest nasz patron, przekonałam się na Ogólnopolskim Konkursie o Lotnictwie, na który zostaliśmy zaproszeni.

Wydawało nam, że my z małych Lysek nie jesteśmy znani, ale kiedy weszliśmy na teren jednostki wojskowej 36. Pułku od razu nas pytali, czy to my od szkoły pana Tomiczka. Przychodzono robić tam z nami wywiady, zostaliśmy przyjęci jak dobrzy znajomi. Zawdzięczamy to tylko naszemu wspaniałemu patronowi.

Za czyny bojowe w czasie II wojny światowej odznaczony został dwukrotnie Krzyżem Walecznych oraz jugosłowiańskim medalem Medalja „Smrt fasizmu – Sloboda Narodu”, natomiast za powojenne zasługi Krzyżem Kawalerskim oraz Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski i odznaką Zasłużony dla Województwa Katowickiego.

To postać wyjątkowa, którą udało się uhonorować, czyniąc majora patronem naszej szkoły – mówi dyrektor placówki Aleksandra Szymura:

Nasi uczniowie dowiedzieli się, że na terenie naszej gminy żyje człowiek o nieprzeciętnej biografii. I dzięki temu, że młodzież przedstawiła go całej społeczności, udało nam się uczynić go patronem. Został patronem jeszcze za życia, więc to jest niezwykła rzecz.

Antoniego Tomiczka ciepło wspominają uczniowie szkoły w Lyskach:

Nasza pamięć o patronie szkoły na pewno nie zginie – dodaje dyrektor Szymura:

Nie zapomnimy o nim, tym bardziej, że przekazujemy o nim wiedzę uczniom klas pierwszych. (…) Myślę, że kiedyś ufundujemy też specjalny sztandar.

Dodajmy, że pogrzeb majora Antoniego Tomiczka odbył się dziś (22.11.) w Pstrążnej. Miał charakter wojskowy. Antoni Tomiczek spoczął na cmentarzu parafialnym św. Mikołaja w Pstrążnej. Zainteresowanym szczegółową biografią Majora – polecamy LINK.

Najnowsze

R E K L A M A

Polecamy dzisiaj