Potrącił rowerzystę i uciekł. Chwilę później chciał „sprawdzić” jak wygląda akcja ratunkowa [WIDEO]
W miniony poniedziałek, 24 stycznia około godziny 7.00, na jednej z gliwickich ulic samochód osobowy marki Volkswagen najechał na próbującego wykonać manewr skrętu w lewo rowerzystę. Kierowca jednośladu przewrócił się na jezdnię i stracił przytomność. Kierowca volkswagena zwolnił, a potem... odjechał.
Świadkowie powiadomili służby, próbowali też pomóc nieprzytomnemu mężczyźnie. Starszy pan został przewieziony karetką pogotowia do szpitala. Jego tożsamość nie była wtedy jeszcze znana.
O sytuacji dowiedział się asp. Marcin Rydel, zastępca oficera dyżurnego miasta, i natychmiast sięgnął po monitoring. Zauważył, że kierujący samochodem potrącił rowerzystę, a potem, gdy zobaczył, że na miejscu jest pogotowie, odjechał. Jak się okazało, tuż po wypadku schował się za pobliskim sklepem przy ul. Konarskiego, a po 10 minutach wrócił, by sprawdzić, co się dzieje.
Jak relacjonują gliwiccy stróże prawa –
Aspirant Rydel widział reakcję kierowcy i całą sekwencję zachowań na odtworzonych nagraniach. Gdy zobaczył ten sam pojazd, przejeżdżający obok dokonujących oględzin i pomiarów policjantów drogówki, natychmiast nadał komunikat, nakazujący zatrzymanie białego SUV-a. Pracujący na miejscu aspirant pieszo rzucił się za samochodem i go dogonił!
Mężczyzna, mieszkaniec jednego ze śląskich miast, zjechał na pobocze, przyznał się do uczestnictwa w wypadku, ale tłumaczył, że skoro na miejscu było pogotowie, on nie był już tam potrzebny.To oczywiście zachowanie niedopuszczalne. Sytuacja prawna kierowcy odjeżdżającego z miejsca wypadku czy kolizji bez udzielenia pomocy ofierze bardzo się pogarsza.
Dosyć szybko wyjaśniło się, kim jest pokrzywdzony. Do gliwickiej policji zgłosiły się dwie kobiety – córki, zaniepokojone, że ich ojciec nie wrócił do domu. Sprawy natychmiast skojarzono. Szczęśliwie okazało się, że rowerzysta nie doznał obrażeń zagrażających jego życiu.
Czytaj także: