Zawiózł dary do Lwowa, zabrał matki z dziećmi. Relacja z granicy Marcina z Radlina
Zawiózł najpotrzebniejsze rzeczy, m.in. opatrunki i żywność. W drogę powrotną z Lwowa zabrał matki z dziećmi. Czeka na przejście na terytorium Polski w Korczowej. Marcin z Radlina do granicy ma jeszcze 4 kilometry i 10 osób "na pokładzie" swojego busa.
Szybko wraz żoną i znajomymi zareagowali na apele o pomoc dla walczącej Ukrainy:
Marcin: (…) Jesteśmy 4 kilometry od granicy. Wczoraj byliśmy osiem wieczorem. Udało się dołączyć do autobusów, więc puścili nas bocznymi drogami. Od wczoraj od 22.00 do dzisiaj przejechaliśmy 2,5 kilometra. Bardzo długo się czeka, ale to jest tak, że wszyscy przywożą tu herbaty, kawę, starają się pomagać jak mogą. Mam matki z dziećmi, zabieram ich do Polski, oni mają rodzinę w Krakowie. (…) Czekały na dworcu w Lwowie.
Relacjonuje Marcin z Radlina, naszej reporterce Monice Sokołowskiej i zwraca uwagę na nieuczciwe osoby, które próbują zarobić na ludzkim nieszczęściu:
Marcin: Zdarzają się sytuacje, że podeszli ludzie, zostali przepuszczeni i jechali dalej. To dziwnie wyglądało i nie były to pojazdy oznakowane, bo są takie pojazdy oznakowane czerwonym krzyżem, które przewożą ludzi do granicy. To nie chodzi o policjantów i żołnierzy, tylko bardziej o wolontariuszy. To są sporadyczne sytuacje, warto być ostrożnym. (…) Dziewczynę zabraliśmy z drogi, bo wziął ją Pan za pieniądze z Lwowa. (…)
Mieszkaniec naszego regionu rzeczy zawiózł do Lwowa, był w kontakcie z jedną z tamtejszych radnych, która na miejscu organizuje pomoc:
Marcin: Potrzebne są koce, środki opatrunkowe, leki, to jest najbardziej potrzebne. Dużo jest matek z małymi dziećmi, które idą piechotą. Uciekają, śpią na ziemi. One chociaż wsiadły do auta, ogrzały się, potem dalej szły na granicę.
Pomoc dla Ukrainy organizuje cały nasz region: zaangażowane są samorządy, organizacje pozarządowe, przedsiębiorcy, parafie i sami mieszkańcy.
Czytaj także:
